Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/ta-czynic.mielec.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server865654/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 17
buty.

Zdziwiłaby się, gdyby okazało się, że go polubiła. Ale

mężczyznę. Tym razem jednak właśnie tak zrobiła, wbrew swoim zasadom. Doceniał jej
Problemy techniczne. Usuwanie awarii potrwa koło dwudziestu minut, może pół godziny.
radości na wieść, że będzie starszą siostrą? – Roześmiał się do tej myśli. – Ani się obejrzymy,
przejęła. Choćby nie wiadomo jak się starał, nie udało mu się zbić jej z tropu. – W każdym
strzępach rozmów dobiegających z kuchni. Coś o tym, że nie zadzwonił, kelnerka narzekała,
Płuca domagały się tlenu. Wierzgała nogami na oślep, desperacko, w nadziei, że kopnie
znaleźć motel w starej części Culver City, który, jak głosiła reklama, oferował niedrogie,
– Gdyby mogło, nie byłoby mnie tutaj.
przyjrzała się siostrze. Jak ona mogła mordować wszystkich po kolei, tak metodycznie, z zimną krwią! - ...z małą Jamie nie było łatwo. Co? Jamie? Nie, o Boże... Nie! Nie! Nie! Jej ciałem wstrząsnął ból, szarpał ją wściekłym i pazurami, wdzierał się w każdy zakątek umysłu. Tylko nie dziecko. Proszę, proszę, nie moje ukochane, najdroższe dziecko. Caitlyn drżała, czuła, że traci świadomość. Nie... nie teraz, nie może się teraz poddać. Nie pozwoli dojść Kelly do głosu. Musi walczyć. Musi wygrać. Caitlyn zawsze była słaba, ale teraz nie zrezygnuje. Nie! - I tak by umarła - kontynuowała Atropos z błogim uśmiechem. - To wspaniałe dziecko, ale wiemy przecież, że była poważnie chora, że nie było już nadziei. Serce Caitlyn zamarło. Jak ten potwór może to mówić, tak zimno, tak obojętnie? - Zrobiłam to z przykrością. Ale musiałam jej pomóc, tak jak matce. Wiesz, że była spadkobierczynią. Przeszkadzała. Zanim to zrobiłam, nagrałam Jamie na taśmę. Leżała w szpitalu i była przerażona. Zeszłaś na dół na obiad, to był jedyny moment, kiedy została sama. „Odwiedziłam” ją z dyktafonem w kieszeni. W telefonie słyszałaś głos Jamie i mój udający ją. - Przerwała na moment i dodała wystraszonym głosem: - Mamusiu... mamusiu... gdzie jesteś? Caitlyn próbowała krzyczeć, próbowała się ruszyć. Jej dziecko! Jej własna siostra zabiła jej dziecko! Poczuła przypływ adrenaliny. Ogarnęła ją wściekłość. Palce zacisnęły się na krawędzi biurka. Hannah wydała z siebie stłumiony jęk. - Jesteście takie żałosne. Aż trudno uwierzyć, że mamy wspólne geny. - Spojrzała gniewnie na Hannah, a potem wycelowała palec w Caitlyn. - Teraz ty jesteś problemem. Caitlyn? Kelly? Bliźniaczki. Dwie osoby w jednym ciele? - Amanda zaczęła przemierzać pokój. - Myślę, że najlepiej byłoby przeciąć cię na pół. Przez sam środek. I ułożyć połówki osobno. Ale zrobiłby się straszny bałagan... Już raz narobiłam takiego bałaganu. Utoczenie krwi Josha i rozpryskanie jej w twoim pokoju... myślisz, że to takie łatwe? Byłaś nieprzytomna, a potrzebowałam odcisku twojej dłoni. Na szczęście rozbiłaś sobie nos, gdy upadłaś w gabinecie Josha. Założę się, że wpadłaś w panikę, gdy obudziłaś się następnego ranka, prawda? Myślałaś, że za dużo wypiłaś? - Zaśmiała się szatańsko. Caitlyn przeszedł dreszcz, ale próbowała wziąć się w garść. Mogła się ruszać. Z dużym trudem, ale mogła. Odzyskiwała ostrość widzenia i wydawało jej się, że poza monotonnym głosem Amandy słyszy też czyjeś kroki. Ale to chyba tylko złudzenie. - Caitlyn, nigdy więcej nie pozwól, żeby ktoś dosypał ci narkotyk do drinka. Traci się wtedy świadomość i pamięć. - Uśmiechnęła się i stanęła obok potwornego drzewa rodowego. - Zresztą my ślę, że nie będziesz już musiała się o to martwić. Już o nic nie będziesz się martwić. - Hannah stopniowo przesuwała się w stronę Amandy. Spojrzała na Caitlyn, która mrugnęła, mając nadzieję, że siostra zrozumie. Amanda nie przerywała swojej paplaniny, ale jej słowa ledwie docierały do Caitlyn. Skoncentrowała się na próbach poruszenia palcami rąk i nasłuchiwała. Czy to schody skrzypnęły? Omal nie podskoczyła... i poczuła, że odzyskuje kontrolę nad własnym ciałem. Jeśli spróbuje... W skupieniu próbowała podnieść palec prawej ręki. Hannah zobaczyła ten ruch i zamarła. Amanda patrzyła z podziwem na swoją pracę.
Jej czyny przysporzyły wydziałowi niemało kłopotów.
policjantką.
nie wszystko układa się po naszej myśli.
musiał pojechać. – Na chwilę umilkła, jakby odwracała głowę od słuchawki. Serce Kristi biło
– Pieprzę cię, Montoya – powiedział. Światło się zmieniło na zielone i ruszył w stronę

- Jestem prawie gotowa! - odkrzyknęła i aż sapnęła, kiedy wmaszerował do środka.

ustach. Wzięła go za rękę i ze złośliwym, zimnym uśmiechem odciągała go coraz dalej.
– Rick Bentz – mruknęła, kręcąc głową.
zaskoczenie przerodziło się w maskę przerażenia. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek

gorsza, by jego pragnienie przerodziło się w obsesję. Słyszała o takich psycholach. „To ty idź do diabła”. Te słowa wciąż do niej wracały. Może i ona ma już swojego psychola, który myśli o niej obsesyjnie. Może to ten łysy facet, który zawsze siedzi w kącie tuż przy kurtynie? A może ten z siwiejącą brodą i złym spojrzeniem, który położył pieniądze na scenie dopiero wtedy, gdy zrzuciła spódniczkę i bluzkę i schyliła się po forsę, a on patrzył pożądliwie na jej cycki. Kiedyś widziała jak składa banknoty i liże ich brzegi długim, szpiczastym językiem, cały czas patrząc jej prosto w oczy. Ten facet wzbudzał w niej strach. Był jeszcze taki z płaską twarzą, który kiedyś skrył się w ciemnościach baru i skierował palec prosto w jej krocze, jakby celował z pistoletu. Musi jak najszybciej z tym skończyć. Zanim spotka ją coś złego. Zakręciła głową i pociągnęła dłońmi po udach. Pieniądze Montgomerych to przepustka do wolności i szacunku. Owinęła się wokół rury, a jej długie włosy zafalowały. Wtedy go zobaczyła. Skryty w ciemnościach, siedział w kącie z dala od sceny. Śledził każdy jej ruch. Pożądliwie. Chciwie. Mężczyzna, którego ochoczo wpuściła do swego łóżka, choć na próżno starała się zamknąć przed nim swoje serce. Był szanowany. Miał pieniądze. Należał do elity Savannah. A mimo to pragnął jej; widziała to w jego oczach. Nie podobało mu się, że tak zarabiała na życie, ale jednocześnie podniecało go to. Drażniło i podniecało. Zrobiła więc coś specjalnie dla niego. Wsparła się całym ciałem o rurę, chwyciła w dłonie piersi, dotknęła brodawek, pochyliła się i polizała je. Rozległy się okrzyki zachwytu. Nie wiedzieli, że tańczy dla jednego mężczyzny, że zbierając z podłogi pieniądze, kręcąc cyckami i tyłkiem przed ich obślinionymi mordami, w myśli pieprzyła się z tym wielkim facetem siedzącym w głębi sali. Był żonaty, ale to nie zmniejszało jej pożądania. Odwróciła się, prezentując napięte pośladki, i zaczęła lizać rurę. Niemal czuła jego drżenie, gdy odchylony na krześle w jednej ręce trzymał drinka, a drugą dyskretnie schował do kieszeni. Muzyka ucichła, a ona posłała mu pocałunek, chociaż każdemu facetowi w barze zdawało się, że jej wdzięki sadła niego. Boże, gdyby wiedzieli, jak nimi wszystkimi gardzi. Byli wstrętni. Zawsze tacy będą. Kuszącym, roztańczonym krokiem zeszła ze sceny. Znikła za kurtyną, gdzie przykryła się szlafrokiem i zaczęła ścierać wacikiem makijaż. Nie przychodził tu często. Nigdy nie zjawiał się w weekendy, gdy schodziło się więcej ludzi. Nie mógł ryzykować, że ktoś go rozpozna. Ale gdy się pojawiał, był to znak. Wiedziała, że za kilka minut przyjdzie za kulisy, przekupi ochroniarza, żeby wpuścił go do tego nędznego pomieszczenia zwanego umownie garderobą. Gdy inna dziewczyna będzie zabawiać tłum, on przyprze Sugar do toaletki, wyjmie ze spodni fiuta, odwróci ją, żeby musiała patrzeć w lusterko, i wejdzie w nią od tyłu. Bez słowa. Będzie twardy, podniecony jej tańcem. Szybko skończy. Nie ma tu miejsca na uczucie. Twarz mu poczerwienieje, będzie pomrukiwał, a ona uda, że ją to podnieca.

kogoś neutralnego, specjalistę od problemów rodzinnych.
osiągnięciami w nauce. Imogen nie cierpiała szkoły, z wyjątkiem
- Dla ciebie jestem gotów na wszystko. Zrezygnuję

Chodź, chodź!

one robią, za część spisku przeciwko tobie.
- One mówią tylko o muzyce - zauważyła spokojnie Sylwia.
rajem. Otworzyła butelkę wina, zapaliła aromatyczną świecę z lawendą